środa, 31 lipca 2013

Makijaż: Grubasek od EcoTools

Pędzel dobrze znany praktycznie całej blogosferze. Od kilku miesięcy w mojej kosmetyczce.  Ociągałam się z recenzją niesamowicie, szczególnie w ostatnie dni. Chyba wiecie, jak to jest mieć wolne :D


Na pierwszy rzut oka nie zachwyca. Gruby, masywny. Czy takim czymś można coś nałożyć, nie robiąc przy tym ogromnych plam?
W sumie to podoba mi się eko-design. Mój pędzel niestety ma jeszcze stary design, bo kupiłam go kilka miesięcy temu. Obecnie pędzle EcoTools mają jeszcze ładniejszy i przyjemniejszy dla oka wygląd.
Jest dość lekki, co moim zdaniem jest bardzo istotne. Bez problemu można go zabrać na wyjazd- polecam zachowanie etui, bo podczas podroży może się przydać. Przy normalnym, domowym użytkowaniu, jest zbędne.

Grubasek a całej okazałości ;)



Nigdy wczesnej nie miałam styczności z pędzlami tej marki. Nie wiedziałam, czego się spodziewać ale byłam dobrej myśli.
Włosie okazało się niesamowicie miękkie, nawet nie ma co porównywać do pędzli Lancrone, które używam od prawie 3 lat. Włosie w EcoTools jest syntetyczne (taklon) a w Lancrone- naturalne (różne, w zależności od pędzla).
Przez cały ten czas nie wypadł nawet jeden włosek. Nic się z nimi nie dzieje, nie łamią się. Dzielnie trzyma kształt.
Pędzel używałam od kwietnia, a tak wygląda obecnie :






Używam go tylko do nakładania bronzera, nie eksperymentowałam z innymi kosmetykami. Bardzo dobrze współpracuje z czekoladką Bourjois i innymi prasowanymi. Niestety nie posiadam żadnych kuleczek ani sypkich bronzerów. Myślę, że z kuleczkami mógłby być mały problem.
Ładnie rozprowadza bronzer na twarzy i co najważniejsze- precyzyjnie! Jeżeli chcę nałożyć odrobinę  na koście policzkowe? No problem!
Nie ma mowy o nieestetycznych plamach. Pędzel nabiera odpowiednią ilość produktu.
Jestem bardzo zadowolona z tego pędzla. Nie żałuję ani trochę jego zakupu. Może cena nie zachęca, ale w promocji kosztuje mniej niż RT (ale w PL). Pamiętam, że nabyłam go za około 38 zł.
Świetny zakup! Grubasek skradł moje serce ;)

Może w mojej kosmetyczce jeszcze pojawią się inne pędzle EcoTools :)

Niestety moja wolność dobiega końca. Tak, to mogą być ostatnie wakacje w moim życiu. Od poniedziałku zaczynam pracę, ale tylko na miesiąc. Drugiego września idę odebrać wyniki egzaminu. A później, być może, czeka mnie praca. Dziewczyny! Korzystajcie z wakacji ile się da! ;)

Buziaki!

wtorek, 23 lipca 2013

Pielęgnacja: Alterra Krem do skóry bardzo wrazliwej

Ostrzegam, że dzisiaj jakość zdjęć będzie fatalna. Na telefonie nie wyglądały aż tak źle :D Dopiero zauważyłam to w chwili pisania posta :D Ale trudno. Obiecuję poprawę! :P
Krem kupiłam wiosną, gdy moja skóra zmagała się ze zmianami temperatury. Jestem wrażliwcem, w dodatku moje naczynka są troszkę za bardzo "aktywne"- podrażnienie i zaczerwienienie gotowe! W Rossie około 8 zł. a co mi szkodzi? Najwyżej stracę 8 zł. Czy ryzyko popłaca?


Kilka słów od producenta:


Naturalny krem nawilżający do twarzy specjalnie opracowany z myślą o cerze najwrażliwszej. Nie zawiera substancji zapachowych. Dziala kojąco i ochronnie, wygladza zmarszczki. Posiada certyfikat BDIH. Produkt wegański. 


Cena: 10zł/50 ml






Skład: 

Aqua, Olea Europaea Oil*, Glycerin, Alcohol*, Carthamus Tinctorius Oil*, Myristyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Oenothera Biennis Oil*, Rhus Verniciflua Cera, Xanthan Gum, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Hydrogenated Lecithin, Dipotassium Glycyrrhizate, Helianthus Annuus Seed Oil, Levulinic Acid, Ascorbyl Palmitate, Tocopherol.
* Składniki z certyfikowanych upraw ekologicznych.


W domu, po otwarciu kartonika, od razu po otwarciu pomyślałam- opakowanie to szajs. Nic bardziej mylnego. Pomimo braku zatrzasku spisuje się wzorowo. Łatwo się zakręca a tuba bardzo miękka. 
Design większości produktów Alterra bardzo mi odpowiada. 


Spodziewałam się bardzo bogatej i gęstej konsystencji, bo tak wyobrażam sobie taki krem. A całkowicie mnie zaskoczył! Konsystencja jest lekka i niezbyt gęsta. Tego szukałam.

Ma swój taki jakby oleisty zapach. To zasługa oliwy :) Lubię oleje w produktach do twarzy, bardzo mi służą. Nałożone z umiarem, nie powoduje mega błyszczenia się skóry. Owszem, trzeba ją troszkę bardziej zmatowić.

 

Po kremie za 8 zł nie spodziewałam się cudów. W sumie nie ważne, czy produkt kosztuje 8 czy 80 zł- powinien działać. Ale zazwyczaj trochę wątpię w tańsze kosmetyki a później miło jestem zaskoczona. Mam nauczkę. I to kolejny raz!
Nie mogę narzekać, muszę chwalić!. Podoba mi się w tym kremie absolutnie wszystko. Dobrze nawilża a co najważniejsze- koi skórę. Znika podrażnienie i zaczerwienienie. Twarz jest miękka i gładka. Chwilę po aplikacji czuję na twarzy jakby coś zastygało, po chwili uczucie mija. Alkohol w składzie nie robi krzywdy mojej skórze, ale jest mocno wyczuwalny podczas aplikacji.
Mały minus, jak przy większości kremów z olejkami- trzeba trochę bardziej zadbać o mat skóry. Jest to kłopotliwe, zwłaszcza jeżeli nie chce się przy Tobie nosić bibułek czy pudru. Zawsze można go używać na noc i dobrze sobie radzi ;)
Myślę, że nawet przy skórze suchej miałby spore szanse, bo nawilżenie jest całkiem spore. Znikają suche skórki, których jest u mnie sporoooo. Ale znowu nie wiadomo jak zareaguje na alkohol.
Bardzo dobry produkt za grosze. Cena regularna to 9,99.

Krem jest bardzo wydajny, mała ilość wystarcza na całą twarz.




Plusy:
+skład
+dostępność
+cena
+produkt wegański
+nawilża i koi
+całkiem wygodne opakowanie
+nadaje się pod makijaż
 +wydajność

Minusy:
-należy częściej zmatowić skórę


Moja ocena: 5,5/6,0


Hmm tak jak większość ciekawskich bab (a ja do nich należę) będę szukać dalej kremu idealnego. Idealny nawilżacz już prawie znalazłam, jemu najbliżej do ideału- Clarena. Alterra troszkę z nią przegrywa, niestety. Czasem myślę, czy jest sens szukać dalej. I tak moja ciekawość zwycięża. W zapasach mam jeszcze kilka kremów i na pewno ich spróbuję ;)


Buziaki!



środa, 17 lipca 2013

Włosy: Cytrynka od Alverde

Obejrzałam notki o Glossy i ShinyBox. Na takie notki czekam w połowie miesiąca bardzo zniecierpliwiona. Lubię oglądać co znajduje się w tych magicznych pudełeczkach. Jednak sama nie wiem, czy zdecydowałabym się na zakup. Z jednej strony to kupowanie kota w worku, z drugiej taki dreszczyk emocji, ekscytacja i takie tam :D
Baba zawsze musi wcisnąć coś od siebie, bo jest upierdliwa. A oto i nasz bohater!

Alverde Olejek do włosów z dodatkiem olejku arganowego i migdałowego


 
Olejek do włosów Alverde dzięki specjalnej kompozycji witamin i naturalnych olejków dogłębnie odżywia włosy. W składzie zawiera on między innymi certyfikowane organiczne oleje - arganowy i z orzechów włoskich, które doskonale nawilżają włosy (szczególnie polecany do włosów suchych i łamliwych). Bio - ekstrakty z łopianu oraz migdałów sprawiają, że włosy stają się miękkie i błyszczące. Przesuszona skóra głowy doznaje ukojenia i odświeżenia.
Cena: 15zł/50ml

Skład: Glycine Soja Oil*, Caprylic/Capric Triglyceride, Argania Spinosa Oil*, Juglans Regia Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Arctium Lappa Extract*, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Helianthus Annuus Seed Oil, Parfum**, Limonene**, Citral**, Linalool**, Geraniol**, Citronellol**.
* Ingredients from certified organic agriculture.
** From natural essential oils.

 

Olejek wchodzi w skład całej serii Mandel&Argan- mamy szampon, odżywkę (recenzja- klik) i olejek. Do dzisiaj żałuję, że nie kupiłam szamponu, ale pewnie jeszcze będzie ku temu okazja ;)

W plastikowej butelce z dozownikiem mieści się 50 ml produktu. Dozuje się go bardzo dobrze,w wystarczy lekko nacisnąć aby kropla olejku pojawiła się na naszej dłoni. Plastik jest na tyle gruby, że nie straszny mu nawet upadek.
Design jest typowy, jak w innych produktach do pielęgnacji marki Alverde.



Konsystencja koloru lekko żółtego ma postać bardzo rzadkiego olejku, jednak roztarta na dłoni nie stwarza problemów. Nie obciąża włosów i nie powoduje szybszego przetłuszczania. Oczywiście, jeżeli nałożymy go w rozsądnych ilościach ;)

Tytuł posta zdradza nam zapach- olejek pachnie cytrynką, tak jak i odzywka. Ogólnie ten zapach mnie nie powalił, ale tez mi nie przeszkadza. Po aplikacji znika.

Jeżeli stosujemy go tylko na końcówki, to wystarczy nam na wieki. Ogólnie nie dużo go potrzeba nawet na cale włosy, bo olejków z reguły używa sie bardzo oszczędnie i z umiarem.

Złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Włosy są wygładzone, zdecydowanie bardziej błyszczące, suche końcówki nawilżone i poskromione. Czasem po ostrym i okazjonalnym potraktowaniu moich kudłęków prostownicą i suszarką, po myciu dokładnie rozcieram kroplę olejku w dłoniach i nanoszę na 3/4 długości włosów. Sprawdza się idealnie. Często myję włosy tylko szamponem, nie używam odżywki a olejek, nałożony po wytarciu włosów, świetnie mi ja zastępuje.
Myślę, ze dobrze by się sprawdził przy olejowaniu, jednak do tego celu używam innych olejów. Jako tako nie chroni przed rozdwajaniem się końcówek, a szkoda. Gdy używałam go zamiast serum silikonowego, przybyło mi niestety kilka rozdwojonych końcówek. W sumie producent tego nie obiecuje. U mnie to działka silikonów ;)
Używałam go zimą, wiosną serum z GP zastąpiło mi olejek i serum silikonowe. Obecnie olejek znowu jest w  mojej pielęgnacji włosów, jednak już co drugie mycie, na przemian z GP i oczywiście w sytuacjach znęcania się nad kudełkami. Duet sprawdza się nieźle, bo samo serum od GP nie potrafi nawilżyć włosów a z kolei sam olejek nie zapobiega rozdwajaniu końcówek :D

Plusy:
+przyjazny skład
+cena
+działanie
+zwiększony połysk włosów
+neutralny zapach
 +buteleczka z dozownikiem

Minusy:
-dostępność (drogerie DM, sklepy internetowe, Allegro)




Moja ocena: 5,5/6,0



Dzisiaj już brak mi sił. Chciałam napisać notkę jutro, ale uznałam, że nie mogę tak odkładać. W taki sposób bym do soboty nie zdążyła :D
Zmykam do łóżka!

Buziaki!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pielęgnacja: Barw Balnea Specjalistyczny antybakteryjny żel do mycia ciała

Z reguły nie piszę o żelach. Bo tak. Sama nawet nie wiem. Chyba jak każda kobieta mam jakieś swoje dziwactwa i jestem uparta. Tak ma byc i koniec! :D Jak ja już sobie coś ubzduram :P
Na moim blogu wieje nudą, nie można zaprzeczyć. Może recenzja żelu nie wprowadzi rewolucji, ale był już post o ulubieńcach a będzie również o moich planach pielęgnacyjnych.Tak, trzeba robić postępy!

Kilka słów od producenta:

 Specjalistyczny żel pod prysznic antybakteryjny przeznaczony do codziennej pielęgnacji całego ciała, polecany dla dzieci i dorosłych. Skutecznie ogranicza rozwój drobnoustrojów.
Składniki aktywne:
- Arlasilk Phospholipid PTC – skutecznie ogranicza rozwój mikroorganizmów i zabezpiecza skórę przed szkodliwym działaniem bakterii, zapobiega podrażnieniom,
- Kwas mlekowy – nawilża, wygładza i chroni skórę przed wysuszeniem.
Specjalistyczny żel pod prysznic jest polecany dla osób, które:
- aktywnie uprawiają sport,
- wykonują pracę fizyczną,
- często podróżują,
- uczęszczają na basen, do sauny.


Cena: 9,50zł / 120ml




Skład: 

Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, Cocamide DEA, Cocoamidopropyl PG-dimonium Chloride Phosphate, Lactic Acid, Sodium Cocoamphoacetate, Parfum, Styrene/ Acrylates Copolymer, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Hexylcinnamaldehyde, Benzyl Salicylate, Coumarin, Linalool.


Wiecie co? Takie opakowanie powinien mieć każdy żel! Średniej wielkości, miękkie i niezwykle poręczne ;) Nie lubię wielgachnych opakowań, w łazience to się nie sprawdza. Na półce mam wielką butlę, mimo że zostało może z 50 ml kosmetyku. Albo jak chce mieć dwa żele otwarte- dwa małe opakowania zajmują mało miejsca, szybko zużyję i zapachy mi się nie znudzą.
Design opakowania taki basenowo-łazienkowy :D Mimo to przyjemny dla oka.
Otwór jest dość duży, ale mimo to dozuje odpowiednią ilość kosmetyku.


Konsystencja przypomina kisiel. Czasem wciąga ją z powrotem do opakowania :D Całkiem dobrze się pieni. Nie spływa z ciała.






Zapach niesamowicie mi się podoba. Lekki, odświeżający. Taki trochę mydlany. Taki trochę z dawnych lat. Raj dla mnie! Nie utrzymuje się na skórze a szkoda.

Wydajny jak każdy żel. Nie znika w ekspresowym tempie ale również nie wystarcza na tygodnie stosowania.

Myślę, że to produkt przeciętny. Niczym się nie wyróżnia. Nie wiem, co może być takiego w żelu pod prysznic. Dobrze myje i odświeża skórę. Nie wysusza i nie podrażnia. Przyjemnie się go używa. Spełnia swoje zadanie. Ze względu na mały rozmiar można go śmiało zabrać ze sobą na wyjazd. Nic nie mogę powiedzieć o działaniu antybakteryjnym, bo go nie zauważyłam. W tym czasie nie korzystałam z basenów itp. Być może inny bda mogli się na ten temat wypowiedzieć.

Plusy:
+zapach
+opakowanie
+mała pojemność
+produkt polski
+dobrze myje i odświeża
+nie podrażnia i nie wysusza skóry

Minusy:
-dostępność
-cena-  9,50 za 120 ml

Moja ocena: 5,0/6,0

 

Dzień minął w ekspresowym tempie. Ba, cały weekend! Teoretycznie mam wakacje. Miesiąc, bo miesiąc- ale jednak :) Dzisiaj doszłam do wniosku, że chyba mam jeszcze mniej czasu niż w kwietniu czy marcu. Ciekawe zjawisko :D
Czas nadrobić serialowe zaległości! 9-ty sezon Chirurgów czeka na mnie, mrrrr! Do tego Anatomia prawdy <3 Dowód na to, jak mało potrzeba kobiecie do szczęścia :)

Przypominam o możliwości obserwowania mojego bloga przez Bloglovin!

Follow on Bloglovin

Buziaki!

piątek, 12 lipca 2013

Spóźnieni ulubieńcy czerwca oraz co nowego u Milky :)

Już dawno postanowiłam, że denkowych postów u mnie nie będzie. Dlaczego? Drażnią mnie zbieranie pustych opakowań. Wrrr. Ale zamiast chwalić się denkowymi wyczynami, pokaże Wam moich czerwcowych ulubieńców.
Przyznam, ze muszę dojść do wprawy z selekcją, bo jak zaraz zobaczycie- poszło mi dość kiepsko. Fakt, w czerwcu szczególnie upodobałam sobie te kosmetyki, ale powinnam wprowadzić ostrzejsze kryteria ;)
Zaczynam!


Na pierwszy ogień idą włosy. Gorące dni zmusiły mnie do spinania włosów, co rzadko robię. W ostatnich miesiącach pojawiło się u mnie sporo baby hair, które są troszkę nieposkromione. Po raz kolejny sięgnęłam po lakier od Avon z serii Naturals. Już niedługo napisze o nim więcej.
Nie mogło zabraknąć chwalonego wcześniej jedwabiu bez jedwabiu o GP (recenzja). Dalej jest niezastąpionym strażnikiem moich końcówek :)


Troszkę obszerna pielęgnacja :) Ostatnio chwalona woda różana, która była dla mnie totalnym zaskoczeniem. Chętnie ją stosuję po wieczornym demakijażu.
W okresie letnim do łask znowu powrócił poczciwy balsam brązujący od Dove. Daje naturalny efekt, a drobinki pięknie migoczą w słońcu :)
W użyciu nadał ałun, choć już kilka razy zdradziłam go z czekoladowym dezodorantem od Balei. Powoli musze myśleć o zakupie nowego opakowania.
Do zmywania makijażu używałam i nadał jeszcze używam dwufazówki od Vichy. Wiecie co? Pokochałam ją. Jeden z nielicznych, który nie wysusza skóry i nie podrażnia mi oczu. Cena niestety zaporowa, ale warto ;) Zwłaszcza, ze nie trzeba go wiele razy aplikować na wacik.
A teraz coś dla wrażliwców- krem Alterry. Przy zakupie strasznie się wahałam- w składzie alkohol- oj może być masakra. Nic bardziej mylnego. Używam codziennie, nawet pod makijaż!
Twarz myłam aloesowym żelem od GP. Uczucia jak na razie mieszane, dlatego wytrzymuję się z ostatecznym werdyktem :)


Do pielęgnacji na dokładkę- Love Me Green. Miodowy balsam oraz krem do rąk, który ultra szybko się wchłania :)


Latem zdecydowanie chętniej maluję paznokcie. Nie wiem czemu, ale już dawno to zauważyłam :) Delia Bioaktywne szkło całkiem pozytywnie mnie zaskoczył. Daje piękny mleczny kolor. mój jest w kolorze 04, beż z małą domieszką różu. Moja kolekcja GR w ciągu rok troszkę się powiększyła-wpadł również mleczak w kolorze  109. Piękny nudziak, niestety słabo kryjący. Do szlachetnego grona dołączyła letnia brzoskwinka z limitki Essence- Floral Grunge- dzięki Patrycji :). Ładnie błyszczy i trzyma się aż 4 dni na moich paznokciach. Zazwyczaj widze odpryski juz po 2 dniach.



Kolorówkę również się używało. Do łask po krótkiej przerwie powrócił Sugarbomb od Benefit. Mecze go w duecie z z rozświetlaczem Prime and fine od Catrice. Uwielbiam te migoczące drobinki :)
Troszkę przyłożyłam się do makijażu oczu- częściej zaczęłam używać korektora- Bourjois Healthy mix, bo innego nie mam :D W ruch poszła paletka Sleeka Oh so special oraz sławna Vanila od Miyo. Jakiś czas temu wróciłam do paletki do brwi Oriflame (po nieudanych przygodach z "tuszem" do brwi :D). Mocno napigmentowana a wosk ładnie ujarzmia brwi.



W ciągu ostatnich dni również troszkę się "wzbogaciłam"- w przeciwieństwo do mojego portfela :D
Olejki od Green Pharmacy chodziły za mną od jakiegoś czasu. Uległam i kupiłam wersję ze skrzypem polnym oraz papryką. Myślę, że przydałoby się im małe wzmocnienie ;)


Sztyft w 100% z czystego masła kakaowego. Pachnie obłędnie, chyba uzależniłam się od jego wąchania! :D Czekoladka <3
Już zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić ;)


Już jakiś czas temu miałam wiśniowego Batiste. Na spotkaniu Justyna bardzo zachwalała wersję original. Faktycznie, zapach jest bardzo odświeżający :)
W ciągu ostatniego miesiąca moja cera zaczęła wariować- pojawia się sporo nieprzyjaciół, rozszerzone pory. Dlatego zdecydowałam się na zakup dość ciekawego toniku- z Neem od Himalay Herbals. Zakup dziwny, bo już od jakiegoś czasu nie używam kosmetyków do cery tłustej. Nie mam zamiaru katować cery nic dwa razy dziennie. Raz dziennie lub co dwa dni, żeby lekko podgoić istniejące zmiany.


I jest jajeczko Ebelin :) Na razie czeka na weekendowe testy. Zobaczymy, dlaczego Cię tak chwalą!


I woski Yankee Candle! <3 Same nowości, żadnego z tych zapachów jeszcze nie miałam :) Od lutego kocham się w YC i nic nie wskazuje na to, że am zamiar się odkochać :)

Suchy szampon Batiste, jajko Ebelin oraz woski YC kupiłam w Drogerii Cytrynowej :) Skorzystałam z pierwszego cytrynowego weekendu. Również na ten weekend Patrycja coś dla nas przygotowała- dostawa Paczkomaten za 6,50 przy zakupach z minimum 20 zł.


Kiedyś lubiłam Casting Creme Gloss od L'Oreal.Szykuje się farbowanie, może tak nie do końca, bo to nie trwała koloryzacja. Ciemny blond wychodzi jak co najmniej jasny brąz. Radzę uważać! Kiedyś kupiłam numerek 500 Jasny brąz i miałam prawie czarne włosy, mimo że trzymałam na włosach tyle, ile karze producent.
U mnie nigdy kolor się nie wypłukał po 28 myciach, trwało to zdecydowanie dłużej :) Dla mnie oczywiście jest to wielka zaleta tej koloryzacji. Chyba nie muszę wspominać o cudownym zapachu!


Zmykam do łóżka!
Buziaki!

poniedziałek, 8 lipca 2013

Pielęgnacja: Wdrażam więcej natury, czyli woda różana w roli głównej.

Co jakiś czas staram się dokładać do mojej pielęgnacji nowe, naturalne kosmetyki. Ostatnio na celowniku była bardziej pielęgnacja ciała i włosów, jednak czas na twarz.
W marcu natrafiłam na wodę różaną w zielarskim. Nie sadziłam, że u mnie można kupić coś takiego :D Może Opole to nie koniec świata?


Jak my, blogerki, dobrze wiemy- woda służy do tonizowania skóry. Używana również do celów kulinarnych, o czym dowiedziałam się całkiem niedawno.
Woda różana jest produktem ubocznym, powstającym przy destylacji olejku różanego. A jednak może się na coś przydać! ;)

Butla jest solidna i duża. Utrzymana w różowej kolorystyce, co akurat nie jest w  moim stylu, ale nie oceniajmy po opakowaniu! Mieści w sobie 330 ml produktu, za który zapłaciłam około 21-22 zł. Jak na ceny w  sklepach stacjonarnych chyba jeszcze nie jest aż tak źle.
Zamykana na solidny zatrzask. Niestety dziurka jest za duża i przez ten krater wylewa się za dużo produktu.


Woda, jak nazwa wskazuje, pachnie różą, jednak z dodatkiem czegoś dziwnego :D Troszkę przypomina konfiturę różaną. Zapach nie utrzymuje się an twarzy, znika w mig. Nawet podczas aplikacji nie drażni nosa, bo jest lekki i odświeżający.

Moim zdaniem jest tak samo wydajna, jak pozostałe toniki. Niczym się od nich nie różni. No prawie!

Z poprzednich toników byłam bardzo niezadowolona, niezadowolona, średnio zadowolona lub po prostu zadowolona :D Nie było żadnego wow, same wiecie o czym mówię.

No ale co z tą wodą? Hmmm pierwszy raz jestem bardzo zadowolona z kosmetyku do tonizowania twarzy. Sama nie wierzę, ale tak jest.
Po pierwszym użyciu nie odczuwałam ściągnięcia, skóra nie była podrażniona, w dodatku przyjemnie miękka.
Po dłuższym użytkowaniu zauważyłam, że moja cera jest w zdecydowanie lepszej kondycji. Mniej podrażnień, skóra lepiej nawilżona i bez uczucia ściągnięcia. W dotyku przyjemnie miękka i gładka. Dodatkowo po jej użyciu moje naczynka odrobinę się uspokajają :)

Szerze? Nie oczekiwałam aż tak dobrych rezultatów. Jestem pozytywnie zaskoczona. Kupiłam pod wpływem zachwytów dziewczyn z blogosfery. Nie żałuję i na pewno kupię kolejną butelkę :)

Plusy:
+duża pojemność
+przyjemny dla noska zapach
+naturalny skład
+tonizuje skórę, koi, nawilża i pozostawią ją miękką i gładką

Minusy:
-różowe opakowanie hahaha :D

Moja ocena: 6,0/6,0- Mój KWC do tonizowania, nie prędko jej zmienię ;)


Nici z mojego wypoczynku. Ganiam jak szalona! Z miesiąca leniuchowania zrobi się jeden tydzień, przy dobrych wiatrach :D
Wpadło również kilak nowości, o których będzie zbiorczy post. Niektóre są w drodze :)

Buziaki!

wtorek, 2 lipca 2013

Włosy: Alverde Odżywka z olejkiem migdałowym i arganowym

Marki własne DM podbiły serca wielu blogerek. Naturalne kosmetyki za niewielkie pieniądze Oczywiście nie tylko tym faktem zdobyły serca wielu dziewczyn.
Tak, jak i inne blogerki- ubolewam nad dostępnością. Niestety sieć DM w ciągu najbliższych 2-3 lat na pewno nie zawita do naszego kraju. Pozostaje nam kupować na all, w drogeriach internetowych lub wybrać się na zakupy do naszych sąsiadów ;)
To pierwszym kosmetyk z tej drogerii z którym miałam styczność.

 

Kilka słów od producenta:

   Odżywka o niezwykle bogatym, odżywczym składzie zawierającym olej migdałowy i olej arganowy idealnie pielęgnuje włosy suche i łamliwe. Świetnie nawilża włosy i chroni je przed przesuszeniem. Z dnia na dzień włosy stają się jedwabiście gładkie, miękkie, dobrze się rozczesują. Idealny do pielęgnacji włosów kręconych.

Cena: około 10zł

Skład:
Skład: Aqua, Glycine Soja Oil*, Alcohol*, Cetearyl Alcohol, Myristyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Isoamyl Laurate, Argania Spinosa Kernel Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Lauryl Glucoside, Lauryl Laurate, Dehydroxanthan Gum, Sodium Lactate, PCA Glyceryl Oleate, Caramel, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Parfum**, Linalool**.
* Ingredients from certified organic agriculture.
** From natural essential oils.




Mimo najszczerszych chęci nie umiem "dogadać się" z tym opakowanie. Troszkę za twarde co utrudnia wyciśniecie zawartości. W dodatku konsystencja jest dość gęsta. Nie wiem, może ja jestem jakaś nienormalna i to są tylko moje fanaberie.
Plusem jest zamykanie na wygodny, trwały, dobrze trzymający zatrzask. Spokojnie można otworzyć nawet mokrymi rekom.


Na konsystencję już popsioczyłam. Jednak nie jest ona aż taka zła. Ma kolor miłego dla oka beżu. Przed nałożeniem an włosy troszkę rozcieram odżywkę w rękach i staje się kremowa, co znacznie ułatwia nanoszenie jej na włosy.
Nie obciąża włosów. Również nie mam problemu ze spłukiwaniem. 



Pachnie cytrynką :D Aromat jest przyjemny, jednak nie utrzymuje się za długo an włosach.  Spodziewałam się raczej słodkiego, duszącego zapachu.

Wydajna jak każda odzywka. u mnie starcza na szczególnie długo, bo stosuję na 1/3 lub 1/2 długość włosów.

Musze przyznać, że odzywkę początkowo podkradała mi mama :D A dlaczego? Bo jej pasuje, jak mało co! Jest w  niej zakochana! Tylko po niej włosy dobrze się układają i są miękkie. Hmmm a co ja uważam? Jest dobra. Włosy są miękkie, błyszczące, dobrze się rozczesują. Dobrze odżywione, suche końcówki znowu miłe w dotyku ;)
U mnie chyba nie miała zbyt dużego pola do popisu, bo moim włosom zazwyczaj dużo nie trzeba. Jedynie średnia dawka odżywienia po użyciu prostownicy (okazjonalnie, np spotkanie blogerek :D). Wystarczyły 2-3 aplikacje, żeby włosy powróciły do dobrej kondycji ;) Profilaktycznie- raz w tygodniu- gra i buczy :P


Plusy:
+przyjemny zapach
+przywraca włosy do należytej formy
+ładnie błyszczą
+dobrze się rozczesują
+cena

Minusy:
-za twarde opakowanie
-nie wiem, czy poradziłaby sobie z bardzo suchymi włosami




Moja ocena: 5,0/6,0

 

Mój mężczyzna jest od piątku w domu. Eh. Jak widać, skutkuje to mniejsza ilością postów. Ale od poniedziałku powinno wszystko wrócić do normy. Facet jest jak szczeniak, pochłania cały wolny czas i jeszcze mało :D

I jeszcze coś na zakończenie. Zobaczcie, co wczoraj znalazłam w sklepie z artykułami dekoracyjnymi:


Woski naśladujące Yankee Candle :D 
Jeszcze nie paliłam, ale dzisiaj mam zamiar. Pachną intensywnie, ale to nie to samo co JC. Cena o wiele niższa 1,20 ;) W sumie było mało zapachów do wyboru i tylko te 3 w miarę przypadły mi do gustu. Również wagowo są mniejsze.
Wystarczy, ze na coś jest popyt to od razu ktoś chce zarobić i wypuszcza podróbki. Tak było również w przypadku TT, o tym post już niedługo ;)


I porównanie do prawdziwych, pięknie pachnących Yankee Candle.

Woski Yankee Candle są również dostępne w Drogerii Cytrynowej!

I zapraszam do obserwacji mojego bloga przez Bloglovin ;)



Follow on Bloglovin

Buziaki!